Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/77

Ta strona została przepisana.

gdy minie podniecenie, w jakiem się obecnie znajdujesz.
— Że będę odważna! — podchwyciła z żywością. — Ach, zapewniam cię, że już nie potrzebuję odwagi, skoro chodzi o pana Véland; ja już zapomniałam o nim...
Mówiąc to, Zuzanna wyprostowała się, a na jej twarzy odmalowało się męztwo. Wreszcie wstała i zaczęła iść z panem de Preymont w stronę parku.
— Jakże się tam miewa twoja ciotka? — zapytał Marek. — Czy trochę ochłodła z doznanych wrażeń?
— Nie sądzę... nie zapatrujemy się jednakowo na tę kwestyą. Ale, Marku — dodała tak odrębnym dźwiękiem głosu, że Merek spojrzał na nią zdziwiony, — trzeba żeby mój ojciec wiedział jaknajprędzej o twojem poselstwie i o mojej odpowiedzi. Może zechcesz zaraz się z nim rozmówić; ja pójdę z tobą.
Preymont zgodził się na jej żądanie, mówiąc sobie w duchu, że domyśla się, jakiego rodzaju scena odbyła się wczoraj pomiędzy ojcem a córką.
Wyszedłszy na drogę, spotkali pana Saverne. Wczoraj Zuzanna przypatrywała mu się przez chwilę z uwagą i ciekawością zarazem. Przypominała sobie, że go już niegdyś widziała; nie było jej również obcem nazwisko, które często wspominał de Preymont, a pan Jeuffroy, dowiedziawszy się, że Saverne ma duże dochody, wyrażał się z przesadzonemu pochwałami o jego talencie. Po-