Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/80

Ta strona została przepisana.

Niezadowolony z siebie, że okazał wobec Marka zły humor, odpowiedział skarżącym tonem:
— Przecież ja nie to chciałam wyrazić i nie przeczę, że pan masz słuszność. Ale cóż w tem dziwnego, gdy ojciec straci głowę wobec takiego uporu?...
— Zresztą nie ma się pan czego obawiać — przerwał mu de Preymont, — gdyż całe miasto przyznaje, że Zuzanna miała słuszność...
— Doprawdy? — zapytał z zajęciem pan Jeuffroy.
— Przykro mi, że nie stało się zadość woli pana i że zamiast z panem, rozmówiłem się pierwej z kuzynką; ale zdaje mi się, że państwo zgadzacie się co do udzielenia odpowiedzi, na którą oczekuje pan Véland. Wszyscy mówią, że nie powinieneś pan przyjąć za zięcia człowieka, który pana znieważył, chociażby on żałował swego postępku i prosił o przebaczenie.
Pan Jeuffroy przyparty, jak to mówią, do muru, mrugał oczami i sam nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Wreszcie rzekł:
— Zapewne że byłbym go nie przyjął!... Ale kto to panu mówił?
— Jest to głos opinii publicznej.
— Wistocie inaczej postąpić mi nie wypada. Do licha, nigdybym nie przypuścił, że Véland jest człowiekiem tak wyrachowanym! Powiedz mu pan, że się niczego nie może spodziewać. Powtórz mu pan moje słowa.
— Pamiętaj, Marku, o zachowaniu naszej godności — dodała porywczo Zuzanna.