Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/81

Ta strona została przepisana.

Preymont uspokoił ją spojrzeniem i wyszedł w towarzystwie pana Jeuffroy i panny Konstancyi. W parku spotkali Jerzego Saverne, który doznawał niemiłego rozczarowania, nie widząc Zuzanny, jednak jako dobry taktyk, starał się pozyskać względy pana Jeuffroy.
Uczynił delikatną wzmiankę o wczorajszych zdarzeniach, chwaląc zarazem z umiarkowaniem piękność i charakter panny Zuzanny; potem nagle zmienił przedmiot rozmowy i zaczął się unosić nad oryginalnym wdziękiem starej siedziby i zaniedbanych ogrodów.
— Posiadłość pana, to prawdziwy skarb dla artysty.
— Tak, dom wygląda nieźle — odparł z odcieniem udanego lekceważenia pan Jeuffroy. — Ale ja go nie kupiłem dlatego, lecz że ta posiadłość przynosiła mi niezły dochód.
— Naturalnie, to rzecz najważniejsza! — odpowiedział Saverne, rozweselony odpowiedzią gospodarza. — Ale jakże musi być przyjemnie żyć tutaj! Chciałbym nawet pana prosić, abyś mi pozwolił przenieść na papier szkic starego domu.
Pan Jeuffroy, któremu pochlebiały powyższe wyrazy, poprosił Jerzego nazajutrz na obiad, mówiąc sobie w duchu, że przyjęcie gościa nie narazi go na wielkie koszta, gdyż w spiżarni są jeszcze zapasy weselne.
Panna Konstancya, wróciwszy do domu, zaczęła wzdychając opowiadać Fanszetce, że niema już żadnej nadziei pogodzenia się z panem Vé-