Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/83

Ta strona została przepisana.

Wreszcie jednego dnia, siadając obok pani de Preymont, w te odezwał się słowa:
— Jakoś pani nie wspomina mi teraz nic o małżeństwie, a jednak pragnęła pani wyszukać mi żony!
— Zbyt trudne to zadanie skrępować wolność człowieka, lubiącego do tego stopnia swobodę, co ty, Jerzy.
— Jak to źle wyrobić sobie opinią człowieka lekkomyślnego! — zaśmiał się Jerzy. — Ale ja się poprawiłem — dodał z udaną powagą, — gotów nawet jestem zostać pustelnikiem... gdybym miał za żonę kobietę, go, na przykład taką, jakiej sam wyszukałem, pannę Zuzannę.
— Nie tak to łatwo pozyskać jej rękę — odpowiedziała pani de Preymont, blednąc. — Ojciec jej przywiązuje wielką wagę do pieniędzy.
— Co do pieniędzy, to zdaje mi się, że zarabiam tyle, iż mogę zapewnić żonie przyzwoite utrzymanie. O ile mogłem poznać pannę Zuzannę, sądzę że to nie jest lalka uganiająca się tylko za strojem; posiada ona charakter szlachetny, zarówno jak piękną powierzchowność.
Marek przechadzał się w milczeniu, nie mięszając się wcale do rozmowy.
— Jakiegoż zdania jest nasz filozof? — zapytał Saverne. — Czy byłby zadowolony, gdybym został jego krewnym?
— Ma się rozumieć — odparł krótko Preymont, — ale radzę ci, nie ufaj bardzo pozorom; każda kobieta jest potrosze lalką, a każdy mężczyzna poliszynelem.