Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/84

Ta strona została przepisana.

— Dziwne wyznanie wiary, jak na filantropa — odpowiedział, śmiejąc się, Saverne, — bo taki tytuł nadają ci tu w okolicy, oskarżając cię zarazem, że zachęcasz niektórych ludzi do występku przez swoję wspaniałomyślność. Dobrze jeszcze, że nie mówią iż sam posiadasz te wady i występki.
— Zdaje mi się, że człowiek oddaje hołd złym skłonnościom natury ludzkiej, gdy czynami walczy przeciwko ciasnocie pojęć i uczuć.
Saverne, jakkolwiek bystry spostrzegacz śmiesznych stron natury ludzkiej, nie był bynajmniej psychologiem. Chociaż szczerze kochał Marka, nigdy jednak nie zastanawiał się nad jego charakterem; nieprzyzwyczajony do objawów mizantropii u swego przyjaciela, spoglądał na niego w tej chwili z najwyższem zdumieniem. Preymont od dziecka umiał panować nad sobą, aby się nie narażać na pośmiewisko lub litość.
Dzięki zacnemu wpływowi matki, wyrobił w sobie wielką pobłażliwość; był miłosierny i wspaniałomyślny, lecz wspomagał biednych nietyle przez miłość, ile przez litość, widząc że nic nie znaczą na świecie. Kierował się w tym razie uczuciem odpowiadającem prawom natury, która wszystkim bez wyjątku sypie hojną dłonią światło i kwiaty, a piękności swoje roztacza zarówno przed okiem nędzarza, jak bogacza.
— Powiedziałem, że twoja kuzynka nie jest i nie będzie nigdy lalką, a dodam jeszcze, że w przyszłości musi być moją żoną — odezwał się po chwili Saverne.