Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/86

Ta strona została przepisana.

— Gdy Zuzanna porówna go z człowiekiem, który ją obraził — mówiła sobie w duchu — kto wie czy nie pokocha go w przyszłości. O ileż wyżej ponad jej otoczenie stawiają Marka przymioty jego charakteru!
Szukała w myśli i we wspomnieniach życia przykładów, któreby mogły potwierdzić jej nadzieje. Ale obecność i zamiary Jerzego Saverne niweczyły te marzenia. Biedna kobieta powiedziała sobie, że należało uleczyć Marka z tych chwilowych złudzeń.
Położyła robotę na stole i zbliżyła się do syna, który przypatrywał się Jerzemu, rozmawiającemu na dziedzińcu z ogrodnikiem.
— Marku — szepnęła — czy pozwolisz mi wypowiedzieć myśl moją?
Marek spojrzał na nią z takim smutkiem, że aż łzy błysnęły w jej oczach, i odpowiedział również cicho:
— Spójrz, matko, na niego i na mnie...
Poczem wyszedł z pokoju i udał się do fabryki.
Była to właśnie godzina, w której robotnicy schodzili się do pracy. Wszędzie więc spotykał gromadki ludzi witających go z szacunkiem i życzliwością zarazem. Fabryka rozwijała się szybko i Marek mógł sobie powinszować, że przez pracę i wytrwałość doszedł d świetnych rezultatów.
Lecz raz osiągnąwszy cel trudny, znów poczuł się bezużytecznym i nieszczęśliwym. Mówił