Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/87

Ta strona została przepisana.

sobie, że teraz i bez jego kierownictwa fabryka iść będzie dobrze, i nieraz ogarniała go chęć samolubna porzucenia wszystkiego na wolę losu i odbywania dalekich bezcelowych podróży.
Jak mógł walczył ze zniechęceniem i goryczą, nie potrafił jednak odnaleźć prędko równowagi moralnej. I dziś, zwiedziwszy fabrykę, wyszedł na drogę i szedł zwolna nie zważając nawet, jaką ścieżkę wybrał. Postanowił całemi siłami swej duszy walczyć i stłumić buntownicze porywy serca, które słusznie nazywał szaleństwem.
Sam się nie spostrzegł, że wybrał drogę wiodącą do starego domostwa, i wkrótce znalazł się pod cienistemi drzewami parku pana Jeuffroy.
O kilkadziesiąt kroków dalej spostrzegł Jerzego obok Zuzanny, która widać tylko co przyjechała. Jerzy pokazywał jej szkic pałacu i opowiadał coś z zajęciem. Pan Jeuffroy słuchał z rękami ukrytemi w kieszeniach, a panna Konstancya kręciła się przy nich, ubrana w dziwaczny kostium podróżny.
— Dobrze, bardzo dobrze — wygłosił — wreszcie swoje zdanie pan Jeuffroy — doprawdy nie mogę sobie wytłumaczyć jak kilkoma pociągnięciami ołówka można uchwycić takie podobieństwo. Dom narysowany doskonale, tylko nie zapomnij pan o bluszczu, który się pnie po murach i który wszyscy podziwiają.
Preymont był zadowolony, że kuzynka tak dobrze wygląda, jednak jako bystry spostrzegacz dostrzegł zaraz poważniejszy wyraz, który się