Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/88

Ta strona została przepisana.

malował na jej tak swobodnej poprzednio twarzyczce.
— Pannie Jeuffroy miał szczęście podobać się ten rysunek — rzekł wesoło Jerzy — w nagrodę więc za to chciałbym uzyskać przed wyjazdem pozwolenie na zrobienie portretu panny Zuzanny, ale w rodzaju tym, do jakiego mam zdolność, to jest w karykaturze.
— Ciekawa jestem zobaczyć coś podobnego — odpowiedziała, śmiejąc, się Zuzanna.
— Czy pan już wyjeżdża? — zapytał pan Jeuffroy.
— Sam nie wiem kiedy wyjadę — odpowiedział niedbale Jerzy, chowając rysunek do teczki. — Czy można wiedzieć, dokąd pociągnie nas kaprys lub chwilowa fantazya?
— Mój kochany panie, zanim pan odjedzie, niech pan narysuje i mój dom, zrobi mi to wielką przyjemność — odezwała się panna Konstancya.
— O z miłą chęcią — odparł swobodnie Jerzy. — Zacznę zaraz od jutra rana.
Gdyby Zuzanna była trochę bardziej światową, byłaby dostrzegła w spojrzeniu Jerzego coś, coby jej kazało się domyślać, dlaczego z taką chęcią zgodził się na prośbę panny Konstancyi. Ale uwaga Zuzanny zwrócona była na Marka.
Wiele razy zastanawiała się nad rozmową, jaką prowadziła z krewnym nad brzegiem rzeczki Vienne, a wykrzyknik Marka: „Dzięki Bogu, nie kochałaś go!” budził nieraz w jej duszy dziwny niepokój. Dlaczego Marek ucieszył się z tego? Jaki mógł być powód jego zadowolenia? Dlaczego