Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/95

Ta strona została przepisana.

Preymont wzruszył ramionami i rzekł spokojnie:
— Pająk dumnym jest z tego, że chwycił w sieć swoją muchę, jeden zadawalnia się, gdy upoluje zająca, drugi niedźwiedzia a trzeci skoro zwycięży groźnego nieprzyjaciela..
— Jakież górnolotne porównanie — odezwała się z uśmiechem Zuzanna. — Pan Saverne ma jednak słuszność bo i ja nieraz to sobie powtarzałam, że ty jesteś stworzony do świetniejszego losu.
Po ustach Marka przemknął zagadkowy uśmiech, którym starał się pokryć boleść szarpiącą jego duszę. Niedyskretną dłonią potrącona struna zadrgała teraz smutnie, nie było tu w tej chwili wzmianki o miłości, ale o ambicyi, która gdyby nie obawa narażenia się na śmieszność, mogła go powołać do szlachetnych i wzniosłych celów. Skromny zakres jego działań nieraz przejmował go niechęcią i goryczą, lecz i to uczucie potrafił zwalczyć i powściągnąć, uważając człowieka jako mały pyłek w ogromie stworzenia.
Zuzanna broniła go nieraz, gdy pan Jeuffroy potępiał go za jego zasady, chociaż przed ludźmi lubił się pokrewieństwem i przyjaźnią Marka, który miał w okolicy wielkie poważanie.
— Ten Preymont doprowadza mnie do rozpaczy! — powtarzał nieraz pan Jeuffroy, niby to mówi mało a zawsze mi się zdaje, że chce wszystkim dawać nauki.
— Matka wychowała go na dziwaka — odpowiadała zazwyczaj panna Konstancya, która nie lubiła pani de Preymont. — Gdy jej kto czynił