Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/97

Ta strona została przepisana.

Tydzień upływał za tygodniem a Preymont oczekiwał z niecierpliwością albo odjazdu przyjaciela albo wyjaśnienia kwestyi, o której samo przypuszczenie przejmowało go rozpaczą. Z każdym dniem coraz mniej lubił Jerzego, potęgował jego wady i nazywał go lekkomyślnym. Zazdrość czyniła go niesprawiedliwym, miał za złe Jerzemu, że okazywał uczucie pannie Jeuffroy nie będąc zupełnie wolnym. Robił nawet z tego powodu wyrzuty Jerzemu, ale Jerzy wykręcił się żartem.
Niezdolny zapatrywać się na nic poważnie Saverne, spojrzawszy jednego dnia na pożółkłe liście w ogrodzie, powiedział sobie nagle, że od trzech miesięcy nadużywa gościnności swych przyjaciół.
— Muszę raz powziąć jakieś postanowienie — rzekł sobie. — Zdaje mi się, że pocieszyłem nieco pannę Zuzannę w jej smutku, przypuszczam również, że poznała mnie o tyle, iż wie czy chce lub nie chce mnie poślubić. Zresztą obawiam się być natrętnym w tym domu, Marek jest chmurny jak noc grudniowa.
Nie zwlekając ani chwili Jerzy pobiegł poszukać Marka, który był już zajęty w fabryce. Na widok Jerzego nie mógł zapanować nad sobą, aby nie okazać swego niezadowolenia, gdyż nie lubił, aby mu przerywano w pracy.
— Przeszkodziłem ci — zaczął swobodnie Jerzy — ale nie gniewaj się na odźwiernego bo naprawdę nie chciał mnie wpuścić, lecz ja rozśmia-