w tym barwnym, wciąż zmieniającym się tłumie? Jak wyglądać będzie? Jak przemówi? Ale przedewszystkiem — czy przyjdzie?
Przyszedł.
Na imię mu było Hala. Miał siedem lat, okrągłą, różową buzię, niebieskie oczy i dwa płowe warkoczyki z czerwonemi kokardami. Z pod krótkiej sukienki widać mu było smukłe, opalone nogi w sandałach.
I miał brata, dwunastoletniego harcerza Stasia, małego zucha o zgrabnych ruchach i śmiałem spojrzeniu.
Tak wyglądał mój los.
Przyprowadził go miły siwy pan, który na niemy zachwyt dzieci nademną odpowiedział czynem wszechwładnym: pójściem do zarządu wystawy, opłaceniem mnie, a wreszcie zabraniem z półki i wręczeniem Hali i Stasiowi.
I to był początek. Jakby narodziny powtórne, — drugi stopień mojej życiowej karyery.