Wnoszą mię do dużego, jasnego pokoju dziecinnego. To będzie mój świat.
Hala siada na nizkim stołeczku, zapoznaje mię ze swemi zbawkami, pieści, wreszcie zaczyna mi przymierzać różne kostyumy lalczyne.
Staś przygląda się chwilę, wreszcie stwierdza, nie bez słuszności, że będę w tem wyglądał jak małpa, i odchodzi do stołu, gdzie błyszczą metalowe przyrządy jakiegoś rozłożonego warsztatu.
Ja przyglądam się dzieciom, badam otoczenie i staram się zapoznać ze wszystkiem.
Miło jest. Tak. Stanowczo, będzie mi tu dobrze. Trochę tylko ta rola małpy...
Ale sama Hala zniechęca się do tego wkrótce.
Woła brata.
— Abo co? — odzywa się, nie podnosząc głowy od warsztatu Staś.
— Chciałam z tobą porozmawiać poważnie!
— Ho, ho! — zdziwił się trochę ubliżająco.
— O Misiu.
— A! — zwrócił honor. — Słucham.
— Widzisz, Stasiu, — zaczęła Hala, nie zważając na