lekceważący ton brata, — bo jabym chciała, żeby Miś był zupełnie, jak mój syn.
— Nie mam nic przeciwko temu! — rozśmiał się Staś.
— Widzisz! a śmiejesz się, kiedy ja mówię poważnie! — obraziła się już naprawdę Hala, zaczerwieniona i ze łzami w oczach.
— Ależ nie, Halu! ja wcale ci nie chciałem dokuczyć. Miś jest cudo. Miś jest arcy-Miś.
— A widzisz!
— Więc co?
— Chciałam, żebyś mi poradził, jak to zrobić. Bo z przebraniem za dziecko, widzisz, to nie idzie. A przecie Miś naprawdę nie jest zwyczajny niedźwiedź.
— Całkiem nadzwyczajny niedźwiedź! — zgodził się Staś.
— I ja chciałam, żeby on się nazywał tak jak my i żeby wszyscy o tem wiedzieli.
— To go ochrzcij.
— O, Stasiu! ja już wiem! I ty mu zrobisz obróżkę metalową z napisem. — To tak będzie ślicznie! Jak Filutowi... wiesz?
— Obróżkę byś chciała?
— Tak! Mój złoty! I napisze się na obróżce:
„Miś Niedźwiedzki, Lwów, adres i rok 1910“.
— Pięćsetna rocznica Grunwaldu. Ładny rok urodzenia.
— A widzisz! I zrobi się obróżkę i będzie bal. Dobrze, Stasiu! Co? Zrobisz? Zrobisz obróżkę?
— Ma się rozumieć, że zrobię, — zgodził się uroczyście Staś, biorąc mię z rąk siostry. — Będzie mu nawet bardzo do