Ale dokąd idą? Przeciw komu? Nikt z nas nie wiedział.
Jedyną osobą kompetentną mógł być aparat telefoniczny w rogu pokoju, ale ten bywał zazwyczaj tak nieprzystępny, że nie lubiłem wdawać się z nim w rozmowy. Mógł się zresztą odezwać sam, — jeśli wiedział.
Ciekawość jednak przemogła.
Z najwyszukańszą grzecznością zwróciłem się do niego, pytając, czy nie wie. Ku największemu zdumieniu otrzymałem odpowiedź wyczerpującą:
— Informacyi? Tak! Tak! Możemy udzielić informacyi. Jaka wojna? — Austryi, oczywiście, że Austryi. Z kim? — Z Serbią. Dlaczego? — Zamordowanie arcyksięcia austryackiego Ferdynanda w Serajewie. Daleko. Tak jest. Tymczasem tylko to. Ale niedługo będziemy mogli z pewnością udzielić nowych szczegółów. Aparaty nasze pracują. Czekamy. Tak jest. Z przyjemnością. Halo. Żegnam.
Błysnął uprzejmie słuchawką i zamilkł.
Nawet taki potentat, jak aparat telefoniczny, był widać tak przejęty wielkością chwili, że zapomniał o fochach i chętnie dzielił się z nami oszałamiającemi nowinami dnia. Może też miło mu było imponować nam swoją wszechwiedzą.
Bądź jak bądź od tej chwili wiedzieliśmy wszystko.