Mimo wszystko stawało się nudno.
Siedzieć, jak w teatrze na wysokiem oknie i patrzeć na wojnę europejską, to dobrze dla starego uczonego, (o ile w dodatku byłoby mu dość wygodnie na wysokiem oknie) — albo czy ja wiem zresztą dla kogo, — ale w żadnym razie nie dla takiego żywego, awanturniczego stworzenia, jak Miś.
Tembardziej, że przestawałem rozumieć.
Teraz błękitnawy wąż wojsk austryackich — wracał.
Dniem i nocą ciągnęły pod oknami ciężkie wozy ładowne, dudniły armaty, tabory.
Szyby okien, wstrząsał co chwila cichutki, głęboki dreszcz: „Coś się dzieje“.
Miasto wyglądało jak niespokojne mrowisko. Tłumy spieszyły na dworzec z kuframi, pakunkami.
A tymczasem — druty telegraficzne za oknami zamilkły. Telefon przestał sam nas informować. Milczał. Wreszcie, spytany wprost, odpowiedział: