— Przepraszam. Nie funkcyonujemy. Dlaczego? — Racye strategiczne. Nie szerzymy popłochu. Halo. Żegnam.
Byłem wściekły na potentata. — Pęknij z racyami strategicznemi! — mruczałem.
Ale to nie wyjaśniało sytuacyi.
Stare meble wzdychały. Broń na ścianie szczękała niecierpliwie. Figurki w serwantce mdlały. Wazon japoński pełen był najgorszych przeczuć.
Tak zaskoczył nas ranek 3 września głęboką niespodziewaną ciszą.
— Co to? Co to? — zatętniły w każdem z nas gorączkowe pytania.
Ale wszystko niegdyś kompetentne milczało. Telefon niepokoił się i pytał razem z nami:
— Co to?
Pod jaskrawy blask porannego słońca wyjrzałem w dal nad miasto.
Wyjrzałem i przestałem pytać.
Zbyt długo dzieliłem zabawy i nauki Stasia, abym mógł nie zrozumieć.
Z wieży ratusza na tle słonecznego błękitu zwieszała się — biała chorągiew.
To wszystko.
Tak.