Ta strona została uwierzytelniona.
Jakoż istotnie dzwonek dzwonił, jak opętany. Drzwi dudniły od razów.
Nie było rady.
Gubiąc ze strachu pantofle po drodze, podreptała kucharka otworzyć.
Sąsiadki stały w odwodzie.
Patrzałem ciekawie, co się stanie.
Otworzone drzwi walnęły głośno o ścianę i do przedpokoju wtoczył się, sapiąc i klnąc, gruby mężczyzna w mundurze.
— K’czortu! — zabrzmiało twardo obcym językiem. — Czego nie otwieracie?
Wszedł do pokoju. Rozejrzał się po przesłoniętych wakacyjnie meblach.
— Ujechali? — spytał.
Kiwnęła głową, nie mogąc przemówić ze strachu.
— Nu, sławno! — ucieszył się. — Tak ja tu biorę kwaterę.
— Denszczik! — zawołał w stronę przedpokoju.