Stali przy wozie gromadką, badając Griszkę.
— Co wiozłeś?
— Generalski tabor.
— Skąd?
— Ze Lwowa.
— Ale? — odzywają się niedowierzające głosy.
— Jej Bogu! — klnie się Griszka.
— Ej, chłopcy! — mówi wesoły, rozkazujący głos, — a zajrzeć tam do jakiej skrzyni.
Nasza skrzynia najbliższa i odbita. Ktoś odrywa do reszty deskę.
— Uważajcie, obywatelu, bo nas wysadzicie w powietrze, — drwi jeden. — To bomby.
— Wypchaj się motylami, to i bez bomby polecisz, nie bój się! — brzmi odpowiedź.
Kochani! Kochani! Każde słowo głaszcze jak miód radością.
Czyjaś ręka wsuwa się między serwety, ostrożnie — szuka, maca.
Wydaję najradośniejszy powitalny pisk. Ręka cofa się gwałtownie.
— Ki licho? — pyta zachłyśnięty zdumieniem głos:
— Dziecko?
— Co gadacie! Byłoby to żywe w tylachnej skrzyni! Zadusiłoby się.
— Zaduszone nie piszczy.
Racya jest oczywista. Nowa ręka ostrożniej jeszcze próbuje gruntu.
Mimo lekkości dotknięcia piszczę z całej siły.
Strona:PL Bronisława Ostrowska - Bohaterski miś.djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.