— Gdzie papiery? — pyta metaliczny, przeciągający nieco głos.
— Szczapa! — woła kapitan.
Szczapa krokiem żołnierskim podchodzi z papierami, nie wypuszczając ani na chwilę z ręki mnie.
— A to-ż co? — pyta ten sam stalowy głos, tym razem o moją osobę.
Wyprostowany służbiście Szczapa recytuje:
— Melduję posłusznie, obywatelu Komendancie! Niedźwiedź. Zdobyczny.
Uśmiech. Jaki niespodziewanie jasny, dziecięcy uśmiech. Rozjaśnił całą twarz. Oczy zrobiły się miękkie i dobre, dobre.
Szczapa rozpromieniony robi na pięcie foremny zwrot i wychodzi, przyciskając mię czule do boku. Wtedy dopiero ośmielam się cicho, radośnie — westchnąć.
Przed chatą jeden z oficerów zaczepia Szczapę. Ten prezentuje mię na żądanie, dodając z dumą, że sam Dziadek uśmiechnął się do mnie.
Ale i bez tej zachęty wszystkie twarze rozweselają się, jak na urząd.
Przechodzę z rąk do rąk.
— Wcale zuchowaty niedźwiadek, — decyduje jeden z oficerów.
— A wiecie, — mówi drugi, — w Paryżu to takie niedźwiadki przyczepiają do automobilów „na szczęście“. Co drugie auto w lasku bulońskim wiozło taką małpę na koźle.
— Moda!
— A może i nie moda. Człowiek zawsze szuka, co mu szczęście przyniesie. Francuzi święcie wierzą w mascotte’y.
— To może i nam Miś przyniesie szczęście.
— Trzebaby go na auto posadzić.
— Idź najpierw fasować auta austryakom!
— E, to i bez auta. Dać go na tabor, — niech jedzie.
— Za porządny niedźwiadek na taborytę!
— Dać go na wóz Dziadka! Niech szczęści.
— Zgoda.
Strona:PL Bronisława Ostrowska - Bohaterski miś.djvu/083
Ta strona została uwierzytelniona.