Dziś wiem już wszystko. Wiem, że każda kropla tej świętej, za Sprawę przelanej krwi, to było nowe życie, wsączane w żyły obumarłej Ojczyzny. Że bez tego straszliwego żywego zdroju nie mogłaby powstać Polska z pod mogiły.
Ale wtedy to wiedział tylko — On.
I buntowało się wszystko we mnie gorącem oburzeniem przeciw najeźdźcom, zaborcom, krzywdzicielom, co toczyli tę szlachetną krew, — cudze grabiąc.
Tabor komendy brygady ostrzeliwany bywał często i ciężko.
Starałem nieraz porozumieć się z lecącemi kulami. Ale te zbyt były pijane pędem.
Przelatywały tylko tuż koło mnie ze świstem: — „Niosę śmierć!“ — a potem padały martwo i pytane, nie pamiętały, kto i przeciw komu je słał.
Były już tylko niewinnemi kawałkami żelaza.
Byłem bezsilny. Nie mogłem ustrzedz nikogo, ulżyć w niczem.
Musieli sami do końca spełnić podjęte dzieło ofiary.
A pełnili je tak radośnie jakby nie o życie a o zabawę tu szło.
Szli szeregami w najcięższy bój śpiewając. Śpiewając brali moskiewskie okopy. Śpiewając marzli na mrozie i gnali milami w skwarze pylnych dróg letnich.
A na czele zawsze On, zawsze myśl Jego, pieśń o Nim...
„Jedzie, jedzie na kasztance,
Siwy strzelca strój...
Hej! hej! Komendancie!
Miły Wodzu mój!
Masz wierniejszych niż stal chłodna
Młodych strzelców rój.
Hej! hej! Komendancie!
Miły Wodzu mój!
Pójdziem z Tobą po zwycięstwa
Poprzez krew i znój.
Hej! hej! Komendancie!
Miły Wodzu mój!