— Widzę, że i wy, — odzywa się do mego pana, — macie tu niedźwiadki „na szczęście“. Mnie bo to przypomina inne, lepsze czasy.
Wyciąga po mnie rękę. Och, dać się poznać!
I nagle:
— Jezus Marya! toż to ten sam! Skądżeście go tu wzięli? Czy nie wiecie, co z dzieckiem? Rany Boskie, skądżebyście wy mieli wiedzieć? Szalone rzeczy! — zachodzi w głowę gość.
— Chcecie wiedzieć, co z Zosią? — uśmiecha się gospodarz.
— Co? Wy naprawdę wiecie? No i cóż Zosia? Mówcież! Mówcie!
— A no, Miś doprowadził szczęśliwie małą do swoich państwa, a moich krewnych, Niedźwiedzkich w Stanisławowie, którzy wzięli ją na wychowanie. A mała — raz kiedyś — dała go mnie. Gdzież bo on nie był!
Westchnął na wspomnienie tamtych czasów. Poczem, w krótkich słowach opowiedział dzieje nasze od chwili spotkania w wagonie.