Ta strona została uwierzytelniona.
Jak mogłem, podkreślałem słowa jego gestem żołnierskim. To był mój raport. Na końcu mruknąłem z zadowolenia.
— No i pomyślcie, — dziwił się gość. — A myśmy tam za tę Zosię natrzebili kozaków. Żal się Boże! Chłopcy chcieli na gwałt odbijać małą. Ale gdzie? Wiatru w polu szukać. A to ten niedźwiadek zrobił swoje. No! no!
— Ale skąd on się tam u was wziął? — pytał teraz mój pan.
Przyszła kolej na gościa opowiadać moje dzieje w Legionach. Teraz jemu zamgliły się oczy od wspomnień.
— Ale nie wypuszczajcie już z rąk tej małpy, — rzekł wreszcie, otrząsając się ze wzruszenia. — Niechże on i nas teraz doprowadzi do szczęśliwego portu.
— Jak Zosię! co?
Roześmieli się, poklepali mię na pożegnanie i wyszli.
Nawet „małpą“ nie byłem urażony.