Na postojach śpiewali. Słuchałem z ciekawością pieśni. Najczęściej wracał długi, sentymentalny refren:
„In der Heimat! in der Heimat!“
Więc i oni tęsknią do ojczyzny? Ze zdziwieniem odnajdywałem w tych automatach rygoru — ludzi. Przypomnieli mi Griszkę.
— A więc i ci tak samo? — myślałem. — Po cóż tedy wszystko? Po co — wojna?
Ha! nie mnie sądzono to rozstrzygać!
Podróż nasza skończyła się aż w głębi Francyi, w bezpośredniej bliskości frontu, w okolicach Marny.
Tutaj też nastąpiło moje rozstanie z przyjacielem.
Nie zapomnę nigdy tej chwili.
Samochód dostał się na służbę oficera pruskiego. Motor aż się trząsł ze złości pod jego ręką.
W pierwszą podróż prusak zabrał z sobą towarzysza, wracającego na front oficera artyleryi. Ten niezmiernie zainteresował się moją osobą.
— Wiesz, Franz, — mówił do prusaka, — to musiała mascotte’a być. Jacy ludzie głupi, co?
— Najlepsza mascotte’a — to to! — burknął prusak i pokazał mocno ściśnięty kułak, śmiejąc się głośno.
Towarzysz jego oglądał mię ciągle. Zobaczył obróżkę.