Ta strona została uwierzytelniona.
W miasteczku, do którego skierowano nas na wypoczynek, zaczęło się wesołe, żołnierskie życie. Umieszczono mię w oficerskiej menaży, gdzie schodzili się wszyscy na posiłek, gawędę, gry.
Zapoznałem się tam z Anglikami i Amerykanami. Byłem ulubieńcem wszystkich. Do Francuzów moich zbliżyłem się jednak najwięcej.
Lubiłem, kiedy, otrzymawszy dobrą wieść z frontu, śpiewali chórem bohaterską Marsyliankę. Albo kiedy, napełniwszy szklanki wesołem francuskiem winem, wznosili toasty zwycięskiej Madelon:
„Ohé, Madelon, remplis ton verre!“
Ale mimo wszystko czułem się trochę bezpańsko. Brakowało mi niby właściwej przynależności i zaczynałem na dobre tęsknić do swoich.
Pewnego wieczoru wpadł do menaży ten sam młody ofi-