Ta strona została uwierzytelniona.
— Sacrebleu! Pokaż! — krzyknął, przyskakując nagle do stołu, mój oficerek. — Laura d‘Antin. Ależ tak! Niema wątpliwości, — to ta sama. Ja ją znam!
— To odpisz za niedźwiedzia, a tymczasem dawaj przesyłkę!
— Przesyłka przesyłka! Weźcie tam z przedpokoju, ale — na Miły Bóg! — przysłużycie mi się niesłychanie! Jutro mam jechać do Paryża: wiecie! Dajcież mi zabrać niedźwiedzia. Będę miał sposobność oddać wizytę d‘Antin‘om z tym chrześniakiem.
— Jak Boga kocham, nasz Feliks się kocha!
— Głupiś!
— Damy ci niedźwiedzia, ale przyjedź z pierścionkiem.
Posypały się żarty.
Stanęło wreszcie na tem, że jadę do Paryża.