— Mam tu ciekawego imiennika państwa, — rzekła. — Muszę go zaprezentować, czy znajomy? — Szybkim ruchem zdjęła mię z etażerki i podała panu Niedźwiedzkiemu.
Nastąpiła chwila osłupienia.
I nagle ręce, które mię wzięły od niej zatrzęsły się lekko, w oczach, wpatrzonych teraz we mnie zblizka, — widzę dwie duże łzy. Staś, zajęty przed chwilą rozmową w innej stronie pokoju, zbliża się teraz do nas.
Spojrzał. Na twarzy maluje mu się to samo osłupienie. Wyciąga po mnie ręce:
— Miś! Słowo daję, Miś!
Wziął mnie. Sprawdza, głaszcze, pieści, bada obróżkę.
— Miś! Miś!
— Co za dzieciństwo, prawda! — odzywa się wreszcie pan Niedźwiedzki do zdziwionych tą sceną państwa d‘Antin. — Ale, widzicie państwo, to była ukochana zabawka moich dzieci. I dlatego...
Staś zwraca się gwałtownie do panny Laury:
— Ale skąd on jest u pani, tutaj? Skąd?
Panna Laura opowiada wszystko, co wie od narzeczonego z moich dziejów.
— Więc on był na tym froncie? Niesłychane!