Ta strona została uwierzytelniona.
Już odchodzą ku rojącym się ludźmi hangarom.
Ja i Staś, z jednakowem w obu uczuciem, patrzymy za nimi długo.
Czas na nas.
Motor zaczyna drgać, jak żywe serce, w terkocie śmig. Kółka obracają się chwilę po ziemi. Aparat sunie coraz prędzej, wreszcie wzbija się dumnie w powietrze.
Tamci obrócili się teraz ku nam raz jeszcze i patrzą.
Przed nami nieobjęty, chmurny przestwór zimowy i myśl o czekających we Lwowie kochanych.