— A rodzice? a Hala? — pyta gorączkowo Staś.
— Zdrowi! zdrowi! Hala z ciocią pewnie o tej porze w szpitalu przy rannych. Chcesz? Pójdziemy do nich.
— Chodźmy!
— Czekaj, tylko jeszcze trzeba tego wojownika zawinąć — mówi ułan.
— A ty go znasz?
— A któż go miał w Rosyi, jak nie ja? Pod kim on tam ze mną nie służył!
— W imię Ojca i Syna! — zdumiewa się Staś.
Zawiązany lekko w płaszcz i niesiony dalej przez żołnierza, piastującego mię z pełną szacunku niechęcią, wystawiam trochę głowę przez otwór zwinięcia.
Jakże miasto zniszczone! Strzały huczą. Domy szczerzą boleśnie oczodoły wybitych okien.
Słucham rozmowy:
— To tu zaczęła się obrona! — pokazuje ułan Stasiowi, mijany gmach szkolny. — Tu padły pierwsze strzały i polała się pierwsza krew — dzieci. Tak. Dzieci i kobiety uratowały miasto.
Staś patrzy chwilę i, podnosząc poważnie rękę do czoła, oddaje cześć.