Strona:PL Bronisława Ostrowska - Opale.djvu/015

Ta strona została uwierzytelniona.


Splątał mi się zielony jedwab...
Taki słoneczny był dzień, taki słoneczny!
Siedziałam pod kwitnącą lipą w brzęku pszczół, w roz-
grzanej woni zielnej, w ciepłych powiewach, co ze
ziemi szły.
Wyszywałam jedwabiem zielonym na płótnie białem, bie-
lonem na słońcu.
I nagle splątał mi się jedwab, którym liście i kwiaty
wyszywałam na płótnie.
Zdaje mi się, że cień lecącej chmury upadł mi na ręce
i dlatego splątał mi się jedwab.
Nie... Nie...
To z oczu mi łza spadła na nieznane kwiaty...
A może to był sen? i jedwab we słońcu, i kwiaty, i po-
łudnie lipą pachnące?
Może ten jedwab splątał mi się przez sen?
Nie wiem, — tylko mi źle...
I nie wiem czemu...
Bo przecie tylko splątał mi się jedwab... we słońcu...