Strona:PL Bronisława Ostrowska - Tartak słoneczny.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

A niezapomnieć ochłapa dla parszywego psa,
co mi się będzie łasił i podniesie obwisłe wargi
żałosnym psim uśmiechem...

— Skrry — skrry —

Naprzód znaleść użytek tej zbędnej jałowości trocin pod nogą,
opiłków, co się sypią z krajanych miąższów pni.
To, co do ofiary dorosło i daje ciało ostrzu zębatych pił,
niechaj źdźbła jednego nie traci na miałki proch codzienności,
w której grzęźnie krok, w której grzęźnie głos,
jak w watowanej celi szaleńca...
— Skrry — Skrry — skrry...
Chryste! —

Szerokie wiatry
zmiatają puszysty śnieg
z wierzchołków rozkołysanych jodeł.
Potężny szum nieskończonej słodyczy płynie przez wielki las
i nad drgającą gorączką tartaku,
nad każdą gwiazdą ziskrzonego buntu metali, nad każdym wzlotem i opadem człowieczego serca
wiąże tajemnie świętą budowę muzyczną w słońcu. —