„Prawda, prawda, panie Tuwimie,
Umknąćby pod podłogę jak mysz,
Wykaraskać się w siarkowym dymie...
...Kamieniem? krzyż?“
„Nie pomoże godzina poezji,
Panie Antoni,
Blady wianuszek wykrętnych herezji
Nie przesłoni
brzeczących[1] much niesmaku w lepkiej pustce...
...Na Weroniki zakrwawionej chustce,
na którą nie spłynęła łaska tajemnicza
Miłosiernego oblicza...
W nas samych tylko, w nas samych na dnie
Może zbudzić się iskra, co wszechświat ozłoci
Wojną dobroci...
...Pan wie...
A może Pan i nie wie, bo któż to wie te rzeczy!?“
Kto wie — ten swoje dzisiaj czuje jak ciężki głaz,
Sięgający od podłóg do pował,
I jak chorobę je leczy,
Bo myśli, że zwarjował...
A to tylko — dzisiejszy dzień każdego z nas.
Dlaczego — dlaczego — dlaczego?!
Minęło...
Życie przerosło — uśmiechnęło się i poszło w dal
Poza nas i nas, nasze dzieło,
- ↑ Błąd w druku; powinno być – brzęczących.