i tylko nie powiedzmy nigdy nikomu — pamiętajcie — nigdy,
że — niema rzeczywistości.
Cicho... Więc cóż?
Z koła święconej kredy, jak z pod klosza wypompowano powietrze prawdy
i rzeczywistość — umarła.
Więc cóż?!
Wy nikomu nigdy nie powiecie,
nie powiecie nikomu ani wy, ani ja,
że nas pustka dusi za gardła,
że z koła świętej kredy, jak z pod klosza ze szkła
wytłoczono powietrze do dna, do dna, do dna —
i rzeczywistość umarła...
Czemu jedno wspomnienie jak nóż tę pustkę przewierca,
jak ciśnięty nóż bez litości...
Przed szybą sklepu z tandetą kościelną,
przed szeregiem brzydkich Chrystusów o malowanych na czerwono sercach
stara chłopka uklękła na błocie ulicy
i uderza się w piersi z prawdą nieśmiertelną:
„O — Boże, bądź miłościw! Boże, bądź miłościw
mnie — grzesznicy!“