Strona:PL Bronte - Villette.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

nie spełniły się moje nadzieje i nieprzenikniony mrok zaległ już ulice miasta, kiedy dotarliśmy wreszcie do jego rogatek.
Wiem, że przejechaliśmy przez wrota jakieś, w których stali na straży żołnierze — tyle dostrzec mogłam przy świetle latarni, poczem dyliżans nasz, pozostawiwszy poza sobą błotnisty gościniec, z głośnym turkotem potoczył się po twardym i wyboistym bruku miejskim. Kiedy wreszcie stanął przed jakimś biurem, wysiedli wszyscy pasażerowie, jeden po drugim. Pierwszą moją robotą było odebranie mojego kufra, co innym mogło wydawać się drobiazgiem bez znaczenia, dla mnie wszelako było kwestią wagi pierwszorzędnej. Zdając sobie sprawę, że najlepiej zrobię, nie domagając zbyt natarczywie wydania mi bagażu, czekałam cierpliwie i obserwowałam czujnie wyładowywanie innych sztuk, dopóki nie ujrzę mojego własnego kufra, aby wtedy szybko zakrzątnąć się dokoła otrzymania go. Stałam tedy skromnie na uboczu, wpatrzona uporczywie w tę część wehikułu, w której w moich oczach umieszczono bezpiecznie w Boue Marine mój kuferek, ukryty pod stosem spiętrzonych na nim wszelakieg rodzaju i rozmiaru worków, skrzyń, kufrów i pudeł. Widziałam, jak zdejmowano je, jedną sztukę po drugiej, wyładowywano na chodnik przed biurem i zabierano. Byłam pewna, że mój kuferek wyłoni się lada chwila, nie wyłonił się jednak. Umocowałam przy nim zieloną wstążeczkę, kartę z wypisanym na niej moim nazwiskiem i miejscem przeznaczenia bagażu, abym mogła rozpoznać go niezawodnie na pierwszy rzut oka — nie dostrzegłam jednak ani żdźbła niczego zielonego. Wreszcie wyładowano wszystkie pakunki do ostatniego; każdą skrzynkę blaszaną, każdy kosz i każde ciemne pudło tekturowe, zwinięto okrywającą bagaż ceratę, i nic już nie pozostało ani na dachu ani wewnątrz dyliżansu — widziałam to wyraźnie — ani jeden parasol, ani jedna laska, kapelusz, okrycie, ani jedno pudełko.
A mój kuferek z całym moim dobytkiem w postaci ubrań i bielizny, a także pugilaresu, mieszczącego w swo-

92