Strona:PL Bronte - Villette.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

— Angielka, jak łatwo poznać.
— Mówi po francusku?
— Ani słowa.
— Rozumie przynajmniej?
— Nie.
— Można więc mówić swobodnie w jej obecności?
— Niewątpliwie.
— Potrzebne ci są jej usługi? — zapytał, nie odrywając ode mnie oczu.
— Mogłaby mi się przydać. Mam już najzupełniej dość Madame Svini.
Badał mnie wnikliwie wciąż jeszcze. Ostateczna opinia jego, kiedy nareszcie orzekł ją, była równie mglista i niezdecydowana jak wszystko co wypowiedział uprzednio.
— Można ją przyjąć. O ile w tej naturze dobro góruje nad złym, postępek twój siłą rzeczy da w wyniku swoją nagrodę, o ile zaś zło — eh bien, ma cousine, ce sera toujours une bonne oeuvre[1].
Ukłon, rzucone krótko „bon soir“ — i sędzia wyrokujący o moim losie znikł za drzwiami.
W wyniku narady przyjęła mnie Madame tegoż wieczora. Zaoszczędzona mi została w ten sposób dzięki łasce Opatrzności konieczność ponownego znalezienia się wśród przytłaczająco ponurej, złowrogiej pustki ulicznej.




  1. I cóż, kuzynko, będzie to zawsze dobry uczynek.
102