Strona:PL Bronte - Villette.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

wiąc: — „Dieu que c‘est difficile! Je n‘en veux pas. Cela m‘ennuie trop![1]
Nauczyciel (czy nauczycielka) zdający sobie sprawę na czym polega ich rola, cofnęliby się od razu, bez wahania, protestu, czy oporu, zabierając się natychmiast, z przesadną może nawet gorliwością, do usunięcia wszelkich trudności, do uprzystępnienia podawanego słuchaczkom materiału, do obniżenia wykładu do poziomu umysłowego uczennic i podania im ułatwionej w ten sposób strawy duchowej, nie szczędząc przy tym bicza sarkazmu. Poczułyby jego podcięcie, może nawet poczułyby się nim urażone, nie miałyby jednak za złe zastosowania go, pod warunkiem jedynie, aby sarkazm nie był zbyt kąśliwy i okrutny. Gotowe są awanturować się głośno z powodu trzech wierszy, zadanych dodatkowo na następną lekcję, nigdy jednak nie widziałam, aby buntowały się przeciwko zadaniu rany ich miłości własnej. Niewielki posiadany przez nie zasób tej zalety z łatwością poddawał się miażdżeniu go, jak się zdaje też wolał znosić deptanie go energicznym obcasem, aniżeli szczędzenie go.

Stopniowo, wraz ze zdobywaniem przeze mnie umiejętności płynnego, swobodnego władania językiem francuskim, umożliwiającego mi stosowanie — odpowiednio do okoliczności — jędrnych, soczystych wyrażeń, zaczęły starsze i inteligentniejsze dziewczęta traktować mnie bardziej przychylnie, oczywiście na swój sposób. Zauważyłam, że ilekroć udawało mi się pobudzić szlachetną ambicję w sercu uczennicy, albo też poruszyć drzemiące na dnie jej duszy poczucie wstydu, pozyskiwałam ją już tym samym dla siebie. Jeśli tylko raz jeden chociażby udawało mi się sprawić aby (wielkie zazwyczaj) uszy uczennic rozgorzały zawstydzeniem pod gęstymi zwojami ich włosów, wszystko szło względnie dobrze. Z czasem zaczęły zjawiać się na mojej katedrze składane tam dla mnie z rana wiązanki kwiatów. Aby wywdzięczyć

  1. Boże! Jakie to trudne! Nie chcę tego. To mnie zanadto nudzi!
129