skim, ilekroć miała powiedzieć coś osobliwie przewrotnego i świadczącego o zupełnym jej braku serca). Je suis sa reine, mais il n‘est pas mon roi.[1]
— Daruje pani, nie mogę wszelako uwierzyć, aby słowa pani nie były niedorzeczną kokieterią jedynie. Nie widzę w pani żadnej wzniosłości, myślę jednak, że jest pani w gruncie rzeczy wyższa ponad pospolite wyzyskiwanie dobroci i kieszeni człowieka, dla którego nic pani nie czuje. Kocha pani pana Izydora o wiele bardziej, niż sama pani przypuszcza, czy chce przyznać się do tego.
— Nie. Tańczyłam wczoraj na wieczorze z młodym ładnym oficerem, który tysiąc razy więcej podoba mi się niż Izydor. Nieraz myślę o tym dlaczego Izydor jest mi taki obojętny, bo przecież wszyscy utrzymują, że jest bardzo przystojny; inne panie zachwycają się nim, a mnie nudzi on po prostu: chciałabym zdać sobie sprawę dlaczego tak jest...
Zdawała się natężać myśl swoją, usiłując zrozumieć. Z mojej strony mogła znaleźć tylko zachętę do tego.
— Tak — rzekłam — niech pani postara się utworzyć sobie jasne pojęcie o stanie własnego serca i umysłu, w których panować się zdaje straszliwy zamęt, niczym w worku z rupieciami.
— Cała rzecz polega na tym, jak przypuszczam — wykrzyknęła niebawem — że Izydor jest zbyt romantycznie nastrojony i zanadto zakochany we mnie, spodziewa się też po mnie czegoś więcej, aniżeli uważam za właściwe dać mu ze siebie. Widzi we mnie doskonałość, jest przekonany, że posiadam wszelkie nieskazitelne zalety i cnoty, jakich w rzeczywistości nigdy nie posiadałam, ani też nie mam wcale zamiaru posiadać kiedykolwiek. Otóż w jego obecności jestem zmuszona starać się usprawiedliwić to jego dobre mniemanie o mnie, a to jest takie męczące udawać cnotliwą i wysilać się na mądre zdania — bo trzeba pani wiedzieć, że uważa mnie naprawdę za
- ↑ Jestem jego królową, ale on nie jest moim królem.