Kazał przynieść szklankę wody ocukrzonej, dał małej wypić kilka łyków słodkiego napoju, który wlewał jej do ust małą łyżeczką (Fifinka była małym łakomczuchem i dlatego droga do jej serduszka prowadziła najpewniej przez podniebienie) przyobiecał, że po opatrunku da jej jeszcze trochę napić się i, nie zwlekając, przystąpił do dzieła. Wobec tego, że potrzebna mu była pomoc, zażądał jej od kucharki, zdrowej silnej kobiety, uciekła ona jednak natychmiast wraz z odźwierną i piastunką. Co się mnie tyczy, bałam się wprawdzie najlżejszym dotknięciem urazić małe, dręczone ramionko, wiedząc wszelako, że nie ma innej rady, wyciągnęłam z gotowością rękę, aby czynić czego lekarz będzie ode mnie żądał. Wyprzedziła mnie jednak Madame, wyciągając własną rękę, która ani drgnęła, gdy moja trzęsła się jak galareta.
„Ça vaudra mieux“[1] — oświadczył doktór odwracając się ode mnie i zwracając się do niej.
Wybór jego okazał się trafnie przewidujący. Ja sama zdobyłabym się co najwyżej na udawany stoicyzm, na sztucznie wymuszoną odwagę. Jej odwaga nie była ani wymuszona, ani udawana.
„Merci, Madame, très bien, fort bien! — pochwalił ją chirurg po nałożeniu opatrunku. Voilà un sang-froid bien opportun et qui vaut mille elans de sensibilité deplacée.“[2]
Doktorowi podobała się jej nieugięta stanowczość, jej zaś podobał się jego komplement. Prawdopodobnie korzystnie usposobił ją dla niego już sam jego wygląd, jego głos, wyraz twarzy i jego maniery. Istotnie też, kiedy przyjrzałam mu się bliżej przy świetle wniesionej lampy — zapadł już zmierzch wieczorny — przekonałam się, że Madame nie musiałaby być kobietą, gdyby doznała innego wrażenia. Młody ten doktór (był rzeczy-
- ↑ Tak będzie lepiej.
- ↑ Dziękuję pani. Dobrze bardzo dobrze! Oto zimna krew, nader pożądana, warta więcej niż tysiące porywów nie na miejscu.