talny, na którego odgłos wzdrygnęła się, zatykając z przerażeniam uszy na groźny jego podszept.
Czyżby naprawdę Rozyna? Moje oszołomienie urąga wszelkiemu opisowi. Wyzyskałam pięć okazji przejścia przez jej lożę tego dnia, aby móc bliżej przyjrzeć się jej wdziękom i zbadać tajemnicę ich wpływu. Była młoda, przystojna i miała na sobie zręcznie zrobioną sukienkę. Wszystko to przemawiało niewątpliwie na jej korzyść, mogłoby też, jak sądzę, w zupełności usprawiedliwić w oczach każdego logicznie rozumującego człowieka spustoszenie i zgnębienie, jakie osoba jej wywołała w sercu i umyśle młodego człowieka w rodzaju dra Johna. Nie byłam zdolna jednak oprzeć się cieniowi żalu, że dr. John nie jest moim bratem, a przynajmniej, że nie ma siostry, ani matki, które miałyby prawo tkliwie go zburczyć. Zaznaczam wszelako, że był to z mojej strony tylko cień żalu, który zdławiłam w sobie, zanim jeszcze mógł stać się prawdziwym, wyraźnym żalem. Zorientowałam się w porę jak niemożliwe do zrealizowania byłoby podobne życzenie.
Mógłby ktoś równie dobrze — powiedziałam sobie — wypalić solidne kazanie Madame za jej młodego doktora; jaki byłby tego skutek wszakże?
Myślę, że Madame sama znać wypaliła sobie odpowiednie kazanie. Nie uległa słabości, ani też nie okryła się śmiesznością. Co prawda, nie miała do czynienia z silnym uczuciem, które zmuszona byłaby pokonać, ani także z głęboko wrośniętym w jej serce przywiązaniem, którego wydarcie zadałoby sercu jej ból dotkliwy. Prawda również, że znajdowała doniosłą przeciwwagę w poważnej pracy zawodowej, która wypełniała cały jej czas, odciągała jej myśli i przepoławiała jej zainteresowania. Nade wszystko jednak posiadała dużą dozę trzeźwego rozsądku, będącego rzadko udziałem kobiet, a także i mężczyzn. Wszystkie te zespolone czynniki sprawiły, że zdołała wyjść zwycięsko z przeżywanego przełomu, zachować się godnie i mądrze. Brawo! Raz jeszcze brawo, czcigodna Madame Beck! Widziałam panią, staczającą
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.
164