Strona:PL Bronte - Villette.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

prześladowczyni. I ja także mogłam uciec, wolałam wszakże zetknąć się z Madame otwarcie.
Mimo że znano powszechnie mój zwyczaj częstego przebywania o zmierzchu w ogrodzie, nigdy jednak jeszcze, aż do owego wieczora, nie pozostawałam tu do tak późnej godziny. Przypuszczając, że byłam potrzebna Madame, która wyszła, aby mnie odszukać, zamierzając przychwycić mnie, jako winowajczynię na gorącym uczynku, przygotowana byłam na surową reprymandę. Wbrew spodziewaniu mojemu jednak była Madame słodka jak ulepek. Nie zrobiła mi cienia wyrzutu, nie okazała nawet zdziwienia. Ze zwykłym sobie niezrównanym taktem, w czym nie potrafił nigdy chyba prześcignąć jej nikt z ludzi żyjących, zapewniła, że wyszła jedynie, aby zaczerpnąć trochę przewiewu wieczornego „la brise du soir“.
Quelle belle nuit!“ — jaka piękna noc! — zawołała, podniósłszy oczy ku rozgwieżdżonemu niebu. Księżyc skrył się już poza kopiastą wieżą kościoła Ś-go Jana Baptysty. — „Qu‘il fait bon! Que l‘air est frais![1]
I, zamiast kazać mi pójść do domu, zatrzymała mnie, aby przejść się wraz ze mną kilkakrotnie po głównej alei. Kiedy wreszcie powróciłyśmy obie, oparła się przyjacielsko na moim ramieniu przy wchodzeniu na stopnie schodów wejściowych. Przy rozstaniu podstawiła swój policzek dotknięciu moich warg i rzekła uprzejmie na dobranoc: „Bon soir ma bonne amie; dormez bien![2]

Przyłapałam samą siebie na uśmiechu, kiedy, leżąc w mojej sypialni przed zaśnięciem, pomyślałam o Madame. Wiedziałam, że namaszczony ton i wyjątkowa łaskawość jej zachowania, były nieomylną oznaką wylęgnięcia się w mózgu jej wyraźnego podejrzenia. Z jej samej tylko znanego punktu obserwacyjnego, poprzez rozchylenie pomiędzy gałęziami, czy przez któreś z otwartych okien, podchwycić musiała przebłysk, bliższy czy dalszy, zdradzający czy wyjaśniający to, co zaszło tej nocy

  1. Jak pięknie i dobrze jest! Jakie świeże powietrze!
  2. Dobranoc, moja dobra przyjaciółko; niech pani śpi dobrze.
180