Strona:PL Bronte - Villette.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

legium tuż obok i widziałem, jak wypadła z okna. Dlatego przyszedłem podnieść ją.
— Jakie proste i naturalne wyjaśnienie całej sprawy! W liściku była w istocie wzmianka o „lekarzu który badał w danym momencie Gustawa“.
Ah ça! — bąknęła Rozyna z wyrazem rozczarowania — il n‘y a donc rien là — dessous: pas de mystère, pas d‘amourette, par example?[1]
Pas plus que sur ma main[2] — zapewnił lekarz, wskazując na swoją dłoń.
Quel dommage! — westchnęła gryzetka — et moi, à qui tout cela commençait a donner des idèes.[3]
Vraiment? Vous en êtes pour vos frais[4] — zbył ją doktór ozięble.
Odęła wargi grymasem dąsu. Doktór uśmiechnął się z lekka na widok jej „moue“ — grymasu. — Opromieniona uśmiechem twarz jego przybrała dziwnie dobrotliwy wyraz. Dostrzegłam, że sięgnął ręką do kieszeni:
— Ile razy otwierała panienka drzwi dla mnie w tym miesiącu? — zapytał ją.
— Powinien był pan doktór zapisywać za każdym razem — odcięła się Rozyna.
— Naturalnie, nie miałbym nic innego do roboty! — odpowiedział tym samym tonem, widziałam jednak, że wręczył jej złotą monetę, którą przyjęła bez skrupułów, a potem wybiegła tanecznym swoim krokiem, aby otworzyć komuś dzwoniącemu. Dzwonek wejściowy rozlegał się teraz co pięć minut. To służące przychodziły po swoje panienki — pół pensjonarki zakładowe.

Czytelnik nie powinien mieć zbyt złego wyobrażenia

  1. O, nie ma więc nic w tym wszystkim?! Żadnej tajemnicy, żadnej miłostki, prawda?
  2. Nie więcej niż na mojej dłoni.
  3. Jaka szkoda! A ja zaczęłam już roić na ten temat różne domysły.
  4. Naprawdę! Nadaremnie więc się pani trudziła.
192