że jej niedoświadczenia i jej łatwowierności... nie powinienby doktór John zbytnio trapić się tym. Skoro jednak taki jest jego kaprys, nie mam bynajmniej zamiaru przeczyć mu; niech się stanie jak chce — jego anioł pozostanie w jego mniemaniu aniołem.
— Proszę, niech pan zechce wskazać mi stronę, w którą skierować mam moją czujność — dodałam poważnie, z trudnością wszakże tając śmiech, jaki mnie ogarnął na myśl stania na straży cnoty samej Madame czy którejkolwiek z jej wychowanek.
Doktór John posiadał widocznie subtelne wyczucie nastrojów, od razu bowiem zrozumiał instynktownie to, czego nie wykryłby osobnik o grubszych nerwach — mianowicie, że bawi mnie z lekka on sam i cała sytuacja. Zarumienił się nagle, z pół uśmiechem odwrócił się i wziął kapelusz, zamierzając widocznie odejść. Serce zabiło we mnie żywiej.
— Dopomogę panu, tak, chcę panu dopomóc — pospieszyłam zapewnić go. — Zrobię wszystko czego tylko będzie pan życzył sobie. Będę czuwała nad pańskim aniołem, roztoczę opiekę nad ową ofiarą złych mocy, proszę mi tylko powiedzieć kto to taki.
— Ależ pani musi przecież wiedzieć — szepnął bardzo cicho, ale zupełnie poważnie. — Taka nieskalana! Taka idealnie dobra! Taka niewypowiedzianie piękna! — Nie podobna przecież, aby pod tym dachem przebywać miały dwie takie istoty. Mam oczywiście na myśli...
W tej samej chwili szczęknęła nagle klamka u drzwi pokoju Madame (sąsiadującego z pokojem dziecinnym), jak gdyby ręka, ujmująca za klamkę, wzdrygnęła się niespodzianie, i, równocześnie, rozległo się głośne, niemożliwe widocznie do powstrzymania kichnięcie. Drobne wypadki podobne wydarzają się każdemu z nas. Madame — niezrównana istota, była więc na posterunku! Powróciła do domu cichaczem, przekradła się na palcach do siebie na górę i była od dłuższego czasu już w swoim pokoju. Gdyby nie kichnęła, usłyszałaby wszystko. Tak samo usłyszałabym i ja. Nieszczęśliwe to kichnięcie nie w porę
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.
196