Strona:PL Bronte - Villette.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

aby móc mówić o nich z upojnym, nie słabnącym ani na chwilę uwielbieniem, niezrozumiałym wręcz u osoby, nie mającej jeszcze ukończonych dwudziestu pięciu lat.
Paryżanka, wprost przeciwnie, była marnotrawna, rozrzutna i nierzetelna — z natury przynajmniej — czy i w czynach także, nie miałam sposobności przekonać się o tym. Nierzetelność jej dała mi znać o sobie, wyzuwając bardzo ostrożnie na jaw swój łeb żmii. Dziwny wydał mi się płaz ten na pierwszy rzut oka; nowość jego widoku zaostrzyła moją ciekawość: gdyby wystąpił śmiało na widownię, potrafiłabym może filozoficznie pogodzić się z nim i obojętnie przyjrzałabym się mu w całej jego okazałości, od rozwidlonego języka do koniuszka łuszczastego ogona. Prześlizgnął się tylko jednak pośpiesznie pomiędzy kartkami lichej powieści i, przy pierwszym zetknięciu się z nieostrożnym przedwczesnym ujawnieniem gniewu na niego, tchórzliwie zwinął się w kłębek i umknął sycząc zjadliwie.
Paryżanka znienawidziła mnie od tego dnia.
Tkwiła zawsze po uszy w długach: wybierała stale naprzód swoją pensję nauczycielską, trwoniąc ją nie tylko na sprawianie wciąż nowych szmatek, ale także na kupowanie perfum, kosmetyków, słodyczy i różnych łakoci. Jak zimną, nieczułą epikurejką była we wszystkich tych rzeczach! Widzę ją teraz wyraźnie przed sobą: szczupłą, o chudej, zapadniętej twarzy, o cerze bladej, niezdrowej, o regularnych rysach i nieskazitelnych zębach, o cienkiej jak nitka linii ust, szerokim, wystającym podbródku i zimnym, lodowatym wyrazie jasnych oczu. Śmiertelnie nienawidziła pracy, miłując jedynie to, co nazywała przyjemnościami i rozrywkami, a co w rzeczywistości było głupim, bezsensownym, bezcelowym marnowaniem czasu.
Madame Beck nie miała najmniejszych złudzeń co do wartości moralnej tej kobiety. Mówiła pewnego razu ze mną o niej z dziwnym połączeniem obojętności, surowej, potępiającej krytyki i nienawiści. Zapytałem wobec tego dlaczego trzyma ją w swoim zakładzie wychowawczym.

199