Strona:PL Bronte - Villette.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

nego w najgłębszym cieniu i tutaj usiadła pośpiesznie. Pani Bretton, jakkolwiek natura władcza, a w rzeczach poważnych nieubłaganie stanowcza nawet, bywała często bierna i ustępliwa w drobiazgach: nie sprzeciwiała się też dziecku, pozostawiając małej wolną wolę.
— Nie zwracaj na nią uwagi na razie — ostrzegła mnie.
Ja jednak zwróciłam na małą uwagę, a raczej nie odwracałam ani na chwilę uwagi od niej, obserwując ją, opierającą drobny łokietek na drobniuchnym kolanku, a główkę na rączce. Dostrzegłam, że wyjęła z lalczynej kieszonki lalczynej spódniczki swojej czworokątna cieniuchną szmateczkę batystu, która miała służyć jej za chustkę do nosa. Po chwili do wyjątkowo wrażliwych uszu moich doleciał cichutki odgłos łkania. Inne dzieci zwykły, kiedy je coś boli czy smuci, płakać głośno, hałaśliwie, nie wstydząc się, ani powstrzymując łez. Ta maleńka istotka, natomiast, łkała prawie niedosłyszalnie, od czasu do czasu tylko zdradzając swoje wzruszenie leciuchnym pociąganiem powietrza noskiem. Pani Bretton nie słyszała tego, na szczęście. Niebawem głosik, dochodzący z ciemnego kąta, zapytał:
— Czy można zadzwonić na Harriet?
Zadzwoniłam. Wezwana piastunka przyszła niebawem.
— Trzeba mnie położyć do łóżka — rozkazała jej malutka pani. — Musisz zapytać się, gdzie będę spała.
Harriet wyjaśniła, że zdążyła już dowiedzieć się o tym.
— Zapytaj, czy wolno ci będzie spać ze mną — powtórzyła mała.
— Nie, panienko — odparła Harriet. — Ma panieneczka spać w jednym pokoju z tą panią — wskazała głową na mnie.
„Panieneczka“ nie wyszła z ciemnego swojego kąta, zauważyłam jednak, że jej oczy szukają mnie. Po paru chwilach niemego takiego badania wyłoniła się ze swojego kącika.
— Życzę pani dobrej nocy — rzekła, zwracając się do pani Bretton, mnie wszelako ominęła w milczeniu.

11