a Odpowiedniość i Przyzwoitość były głównymi bożyszczami, jakim hołdowała nade wszystko. Zatrzymała się nawet, położyła mi na ramieniu urękawiczkowaną rękę, w której trzymała haftowaną, uperfumowaną chusteczkę i szepnęła mi do ucha sarkastyczną uwagę o innych nauczycielkach (którym przed chwilą prawiła komplementy z racji korzystnego ich wyglądu).
— Nie istnieje nic równie niedorzecznego — rzekła — jak sposób ubierania się „des femmes mûres — kobiet dojrzałych — tak samo, jak ubierają się piętnastoletnie podlotki. „Quant à la St. Pierre, elle a l‘air d‘une vieille coquette, qui fait l‘ingénue“.[1]
Będąc zupełnie gotową o parę godzin wcześniej od wszystkich innych, udałam się z przyjemnością — nie do ogrodu, gdzie służba zajęta była ustawianiem długich stołów na kozłach, przynoszeniem krzeseł i ławek i nakrywaniem do kolacji — ale do pokojów szkolnych, w tej chwili pustych zupełnie, cichych, przewiewnych i czystych; ściany ich były świeżo wymalowane, posadzki zaciągnięte, wyfroterowane i pachnące woskiem; w każdym kącie pełno kwitnących roślin w wielkich donicach; założone wczoraj dopiero czyste firanki pięknie udrapowane były przy wielkich oknach.
Cofnąwszy się do pierwszej klasy, mniejszego i jeszcze milszego pokoju, niż oba pozostałe i, wydostawszy z oszklonej szafki, od której klucz był stale w moim posiadaniu, książkę o ciekawie zapowiadającym się tytule, usiadłam, aby móc czytać ją w spokoju. Oszklone drzwi tej sali szkolnej prowadziły wprost do wielkiego berceau; gałęzie akacji zwisały na szyby, sięgając aż do krzewu różanego, kwitnącego przy balustradzie przeciwległego okna. Wśród gałęzi tego krzewu uwijały się z radosnym brzękiem znęcone miodnym zapachem pszczoły. Zaczęłam czytać. W tej chwili właśnie, kiedy ciche pobrzęki-
- ↑ Co się tyczy panny St. Pierre, wygląda ona jak stara zalotnica, udająca niewiniątko.