trach schodów (zapaleniec ten zdawał się, wiedziony instynktem, odnajdywać drogę wszędzie, aż wreszcie zataszczył mnie na samotne, wysokie poddasze, wepchnął do wnętrza i zamknął mnie w nim na klucz, który wsunął do swojej kieszeni, poczem znikł momentalnie.
Poddasze nie było miłym miejscem: przypuszczam, że on sam nie wiedział jak bardzo niemiłym, nie zamknąłby mnie w nim bowiem tak bez wszelkich ceremonii. W ten upalny letni dzień panował tam żar afrykański; w zimie, przeciwnie, była tu istna Grenlandia. Całe poddasze wypełnione było mnóstwem skrzyń i wszelkiego rodzaju rupieci; stare, wyszłe z użycia suknie zawieszone były na niemalowanych ścianach, pajęczyny zasnuły nieomiataną nigdy powałę. Wiadomo było, że zagnieździły się tam szczury, czarne karaluchy i chrząszcze, a nawet, wedle podawanej z ust do ust legendy miano spotkać tu raz upiorną zjawę mniszki, zwykłej krążyć po ścieżkach ogrodu jedynie. Ciemność zaległa jedną część tego poddasza, oddzieloną, jak gdyby dla spotęgowania jej tajemniczości, grubą zgrzebną kotarą, która służyć miała za rodzaj osłony dla zimowych okryć, zwisających każde ze swojego gwoździa, niby złoczyńca z haka szubienicy. Utrzymywano, jakoby mniszka ukazywać się miała spośród tych okryć, spoza kotary. Nie wierzyłam temu, nie budziła też we mnie lęku myśl o podobnej możliwości, wystraszył mnie, natomiast, widok bardzo ciemnego, opasłego szczura z długim ogonem, wysuwającego się chyłkiem z mrocznej alkowy; a bardziej jeszcze przeraziło mnie dostrzeżenie czarnych karaluchów pstrzących ruchomymi ciemnymi plamami podłogę. Te akcesoria mojego zamknięcia wyprowadziły mnie bardziej z równowagi, aniżeli rozsądek pozwoliłby mi przyznać się do tego. Nie mniej gnębiąco podziałał na mnie kurz, zaśmiecenie, zaduch i spiekota, jakie panowały tu wszechwładnie. Te ostatnie warunki zaciążyłyby mi rychło w sposób nie do zniesienia, gdyby nie udało mi się szczęśliwie odemknąć i podeprzeć otworu w powale, a tym samym umożliwić częściowy przynajmniej dopływ świeżego powietrza. Pod ten otwór
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.
213