gania się mojej tęsknoty za owymi pâtés, uświadamiałam sobie z coraz większą goryczą jaką niesprawiedliwością jest głodzenie mnie i zamykanie w więzieniu w dniu tak uroczystym. Mimo że poddasze było znacznie oddalone od furtki wejściowej, zamykającej ogród od ulicy i równie oddalone od drzwi prowadzących do hallu, dochodził do mnie, wprawdzie nieco przytłumiony, ale wyraźny, nie ustający ani na chwilę nieledwie odgłos dzwonka, i tak samo nie ustające toczenie się kół po wyboistym bruku. Wiedziałam, że ogród i dom są natłoczone i że wszędzie panuje wesoły, radosny nastrój. A tutaj, na górze, zaczęło ściemniać się na dobre. Przestałam już nawet dostrzegać karaluchy; drżałam, że mógłby który z nich wleźć na mój tron i, niezauważony przeze mnie, dostać się we fałdy mojego ubrania. Zniecierpliwiona i wylękniona, zaczęłam głośno wypowiadać moją rolę, byle zabić czymś czas. Doszłam już prawie do końca, kiedy skrzypnął klucz obrócony w zamku. O, jakże upragniony dla moich uszu odgłos! Mr. Paul (mogłam nawet w tym zgęszczającym się z każdą chwilą mroku rozpoznać, że był to Mr. Paul, tyle bowiem jeszcze pozostało światła, aby uwydatnić aksamitną czarność jego krótko ostrzyżonych włosów i bladość jego czoła) zajrzał do wnętrza.
— Brawo! — zawołał, otwierając drzwi szerzej i pozostając na progu. J‘ai tout entendu. C‘est assez bien. Encore.[1].
Zawahałam się na chwilę.
— Encore! — powtórzył surowo. — Et point de grimaces! A bas la timidité[2]
Wyrecytowałam raz jeszcze całą rolę, od początku do końca, bez porównania gorzej jednak, aniżeli kiedy byłam sama.
— Enfin elle sait — umie przynajmniej — mruknął niezupełnie zadowolony. Sam jednak rozumiał, że nie należało wszak być zbyt wymagającym w tych warun-
- ↑ Słyszałem wszystko. Wcale dobrze. Jeszcze raz!
- ↑ Jeszcze raz! I żadnych grymasów! Precz z nieśmiałością!