Strona:PL Bronte - Villette.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.

townie wszakże biło mi serce, że czułam je w krtani nieledwie, nie będąc w stanie wypowiedzieć ani słowa. Mr. Paul dostrzegł to, spojrzał na mnie z ukosa, usiłując podnieść mnie na duchu.
— Zrobię wszystko co będzie w mojej mocy, chciałabym jednak, ażeby było już po wszystkim — rzekłam — poczem zapytałam: — Czy będziemy musieli przedostać się przez całą tę ciżbę?
— Ani się śni: umiem lepiej radzić sobie — przejdziemy tędy, przez ogród.
W jednej chwili byliśmy na otwartym powietrzu, gdzie od razu odświeżyła mnie chłodna, cicha noc. Nie było księżyca, ale odblask wielu jarząco iluminowanych okien rzucał jasny krąg świetlny na ogród, a nawet, słabszy nieco, na aleje i ścieżki. Chmury nie przysłaniały ciemnego szafiru nieba, wspaniale rozedrganego żywymi, migotliwymi ognikami gwiazd. Jakie łagodne są noce na kontynencie! Jakie ciche, balsamiczne i bezwietrzne! Nie ma tu mgieł morskich; nie ma mrożącej do szpiku kości wilgoci: bezmgliste jak południe, świeże jak poranek.
Przebiegłszy na przełaj przez ogród, dostaliśmy się szklanymi drzwiami do pierwszej klasy. Drzwi były otwarte, podobnie jak wszystkie inne drzwi tej nocy, z łatwością też przeprowadził mnie mój towarzysz do małego gabineciku, oddzielającego dzięki przepierzeniu pierwszą klasę od wielkiej sali, przeznaczonej na uroczysty obchód. I tutaj także, w małym gabineciku, olśniła mnie mnogość świateł, ogłuszył skłócony zgiełk licznych głosów, chwyciła za gardło duszna atmosfera natłoczonego wnętrza.
De l‘ordre! Du silence! — Porządek! Cisza! — nakazał Mr. Paul. — Co to za hałas?! — krzyknął gniewnie i od razu wszystko uciszyło się. Wystarczyło kilkanaście wypowiedzianych przez niego słów i tyleż uczynionych gestów, aby wyprosić za drzwi połowę obecnych i zmusić pozostałe osoby do zachowania porządku i spokoju. Potem dopiero wprowadził mnie i przedstawił. Otworzono szeroko oczy; tu i ówdzie rozległy się tłumione chichoty. Było to dla wszystkich niespodzianką: ani im przez

218