Strona:PL Bronte - Villette.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

sztownie zawsze utrefionymi, obuty był i urękawiczkowany nieskazitelnie — czarujący w istocie. Nie mogłam oprzeć się chęci zawołania:
— O, jaki śliczny! — poczem entuzjastycznie pochwaliłam gust Ginevry i zapytałam ją, jak myśli, co też zrobił de Hamal ze szczątkami złamanego przez nią serca — czy przechował je w puzderku z wonnościami, aby zakonserwować je w esencji różanej?... Zauważyłam także z prawdziwym podziwem, że ręce pułkownika de Hamala są nie o wiele większe niż ręce samej panny Fanshave, pozwoliłam sobie też na uwagę, że to bardzo szczęśliwy zbieg okoliczności: będzie mógł w razie potrzeby nosić jej rękawiczki. Powiedziałam jej również, że zachwycam się jego ślicznymi loczkami, co się zaś tyczy jego niskiego, prawdziwie greckiego czoła i pięknego kształtu jego głowy, wyznałam, że brak mi słów na należyte ich określenie.
— A gdyby kochał się w pani? — podsunęła mi Ginevra z okrucieństwem triumfatorki.
— O, Boże, jakie byłoby to szczęście! — zawołałam — ale niech pani nie będzie tak bezlitosna, miss Fanshave; podsuwanie mi podobnych myśli jest nie mniejszym okrucieństwem, niż ukazywanie z dala widoków raju biednemu strąconemu z niego Kainowi.
— Podoba się więc pani?
— Tak, zupełnie tak samo, jak podobają mi się słodycze: cukierki, ciastka i konfitury, także kwiaty cieplarniane.
Ginevra podziwiała mój dobry gust; i ona sama także ubóstwiała wszystkie te rzeczy, nie trudno jej więc było przypisać i mnie również uwielbianie ich.
— A teraz, niech mi pani wskaże Izydora — rzekłam. Muszę przyznać, że bardziej jeszcze zaciekawiał mnie on, aniżeli jego rywal, ale Ginevra żywiej przejęta była de Hamalem.
— Alfred otrzymał prawo wstępu tutaj dzisiaj wieczorem za pośrednictwem ciotki swojej, pani baronowej de Dorlodot — rzekła. — I cóż, teraz, kiedy go pani widzia-

233