Strona:PL Bronte - Villette.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.

ła, rozumie pani chyba dlaczego byłam taka podniecona cały wieczór, dlaczego grałam tak dobrze, dlaczego tańczyłam z takim ożywieniem i dlaczego jestem teraz szczęśliwa jak królowa? Dieu, Dieu! — Boże, Boże! — co to była za zabawa rzucać okiem nasampierw na jednego, potem na drugiego i doprowadzać obu do szału!...
— Ale ten drugi, któż to taki? Niech mi pani wskaże Izydora.
— Nie mam ochoty.
— Dlaczego?
— Wstyd mi za niego.
— Z jakiego powodu?
— Bo... bo (szeptem) ma takie bokobrody, czerwone... pomarańczowe...
— Wiem już o tym najgorszym jego kalectwie — uspokoiłam ją. — Mniejsza o to. Niech mi go pani pokaże. Chcę zobaczyć go w każdym razie. Przyobiecuję pani, że nie zemdleję.
Rozejrzała się dokoła. W tej samej chwili właśnie ktoś stojący poza nami obiema odezwał się po angielsku:
— Obie panie stoją w przeciągu; muszą panie wyjść z tego korytarza.
— Nie ma tutaj żadnego przeciągu, panie doktorze — rzekłam, odwróciwszy się w stronę, z której dochodził głos. Był to głos doktora Johna.
— Panna Fanshave łatwo przeziębia się — dodał, patrząc na Ginevrę z niezmierną czułością. — Jest bardzo delikatnego zdrowia. Należy troskliwie strzec jej i czuwać nad nią. Proszę, niech pani zechce przynieść dla niej jakiś szal.
— Pozwoli pan, że ja osądzę co jest dla mnie najlepsze — wtrąciła panna Fanshave wyniośle. — Nie potrzeba mi żadnego szala.
— Ma pani na sobie bardzo cienką suknię; tańczyła pani; jest pani zgrzana.
— Zawsze kaznodzieja — odparła. — Nieustanne morały i pouczania.
Doktór John nie dał na to odpowiedzi jaką powinien

234