był dać: z wyrazu jego oczu wyczytać można było wyraźnie, że serce jego jest zranione. Twarz jego pociemniała, zasępiła się; widoczne było, że cierpi. Urażony, odsunął się nieco. Wiedziałem, gdzie znajdę w pobliżu mnóstwo zarzutek i szali do wyboru; pobiegłam i przyniosłam pierwszy z brzega.
— Włoży go, chociażbym musiała użyć przemocy — rzekłam i zarzuciłam ciepły szal na cienką muślinową jej suknię, osłaniając nim starannie jej szyję i ramiona.
— Czy to jest Izydor? — zapytałam ostrym nieco szeptem.
Odęła wargi, uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
— Czy to Izydor? — powtórzyłam, potrząsnąwszy ją mocno za ramię — gotowa byłam powtórzyć ten gest tuzin razy.
— C‘est lui-même — to on sam — rzekła. — Jaki nieogładzony w porównaniu z pułkownikiem-hrabią! ioh, ciel! — o, nieba! — te bokobrody...
Dr. John oddalił się.
— Pułkownik-hrabia! — powtórzyłam. — Ta lalka, ten piesek pokojowy — ten karzełek — biedne niedorozwinięte stworzenie! Zdał się co najwyżej na lokaja doktora Johna, na jego lokaja, na jego pucybuta!... Czy to możliwe, aby ten urodziwy, rycerski mężczyzna — zjawiskowo piękny — ofiarował pani swoje zaszczytne nazwisko i szlachetne serce, gotów otoczyć opieką słabą, płytką istotę, jaką pani jest, gotów przeprowadzić panią poprzez burze i walki życiowe, a pani wzdragała się, raniła go, i dręczyła?!... Czy ma pani naprawdę taką władzę nad nim? Kto dał ją pani? Na czym ona polega? Skąd się bierze? Czy jej źródłem jest wyłącznie uroda pani, biało różowa cera i jasne włosy? Czy to właśnie wiąże tak mocno duszę jego i rzuca ją pod stopy pani, zgina kark jego pod jarzmo pani? Czy tym zdobyła pani jego uczucie, jego oddanie, jego tkliwość? Tym owładnęła pani myślami jego, wypełniła jego nadzieje, krąg jego zainteresowań? Czy tym nade wszystko pozyskała pani jego miłość, jego szlachetną, z głębi serca płynącą mi-
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/245
Ta strona została uwierzytelniona.
235